wtorek, 28 sierpnia 2012

O wścibskiej ciotce

Rymem wszystko,
jedno wielkie rykowisko.
Na podwórku, i przy płocie,
szepczą nieszczęśnice-ciocie.

Szmery, plotki, pomówienia,
sporo jest do rozpatrzenia.
A że to nie moja sprawa,
to i większa w tym zabawa.

Tu namieszam, tam się wtrącę,
Trzy łyżeczki piwa zmącę.
Do wiaderka zeschłą mysz,
Sio mi stąd - a kysz, a kysz!

Wetknę kijek, po-miętolę,
ponarzekam na swą dolę.
"Trzeba mi wybaczyć wszystko"
- rzecze biedne Matulisko.

Innych życie pasjonuje,
burzy umysł, wciąż nurtuje.
Jak? I czemu? Po co poszła?
Z domu czasem co wyniosła?

I tak w kółko,
tak dzień cały,
plecie ciotka dyrdymały.

Ukwiał czepia się wszystkiego.
Witaj ziomek! Cześć kolego!
Ale nikt nie odpowiada...
To jest zmowa! To jest zdrada!

Żyje tak staruszka Ona,
uchem w ścianę przyklejona.
Pośród zgryzot nienawiści,
i pamiątek zeschłych liści...

wtorek, 10 lipca 2012

Do widzenia, dzień dobry.

Sierpień odcedzony od lipca,
skacze na jednej nodze
-jak lajkonik, polny konik,
ucieka z wakacji w kalendarz.

No to się skończyło lato,
mdłe w tym roku jak katolik.
Przyjdzie jesień, plucha zima,
nie martw się
- z czasem zapomnisz.

środa, 14 kwietnia 2010

"Wstążka powiewa, zielenią się drzewa..."

Spadło z wysokości
rzędów kilkanaście gości.

Nad głowami czerń powiewa,
od tygodnia już ulewa,
jak opowieść prosta.

Mija nam miesiąc kwietniowy,
- my z pochylonymi głowy
cichutko drepczemy.

Pozostały puste ławy
i krzesła drewniane
dla miękkości flauszem powyobijane.

W starej szafce
już na ukończeniu dżemy,
a my Nowej Polski chcemy,
a my Nowej Polski chcemy...

Niech nam więc miesiąc czerwcowy
da sędziwe, mądre głowy...

poniedziałek, 8 marca 2010

Na czternastego Cię kocham, kolego...

*Usiadłam przed komputerem ze złością i nie wiedzieć czemu, wiersz do męża napisałam miłosny.

Na całego - luty,
i sfatygowane buty.
Może wiosna?

Czeka lato,
aż mu czerwiec tato
pozwoli.

Plucha-zima,
niedojrzała to dziewczyna,
do płaczu skora.

A jakby na przekór trochę,
wznieść swe myśli samolotem
i nie spaść?

Niech się wyż z niżem układa,
tak jak wstęga, marmolada
na cieście.

Teraz czekam na skowronki,
przy saniach brzęczące dzwonki
- wróci lato.

Chwyta mnie za czerwiec tato
koszulę.
Czekają złociste ule,
za miedzą.

Dzięki, tatko.
Patrzy wiosna
łącząc włosy swego krosna,
na drzewie.

I w lutego połowie,
czułe słówka wyznam Tobie.
Kocham.

piątek, 1 stycznia 2010

Dnia Pierwszego o Północy

Wieczorne mgły zasłoniły okna woalką. Widokówka z Pojezierza, przetarta, ze złamanym rogiem leży wśród innych, równie sfatygowanych kartek. Na niektórych uśmiechy blade, łódeczki, chmury, i stempel krzywy.
Wieczorne mgły zasłoniły okna woalką, jak gdyby zawstydzone. Chyba wyczuły miłosne wydechy, a może zwyczajnie znudziły się światem?
W pokoju świerk młody przesuszony albo przelany. Lampki nie tak, jak trzeba - ułożone krzywo, ale to przecież moje Święta.
Pies głośniej wyje u sąsiada, a kolorowa maskarada płynie dalej.
Na koniec roku - bijące dzwony, dzienniczek stary, kilka prawd wiary.

sobota, 28 listopada 2009

Na te Święta, co zesłał Bóg ...

Listopad okrył popołudniem weselne ciastka naszych Mam.
A mnie wesoło iść przez życie.
To nawet teraz powiem Wam.
Może w kolejce ustąpisz miejsca bo idą nakrapiane Święta?
A może będziesz uparcie stał bo o kulturze się nie pamięta?

A mnie wesoło iść przez życie. A mnie wesoło przez życie iść.
Może ktoś znajdzie zeschły liść i do serca go przytuli?
Jak Jezus Boży do matuli.

Wszystko dziś krzyczy przez megafony,
Niech będzie Pan Bóg pochwalony!

Takie zimowe me marzenia,
obłoczek Boży leci z ust,
by na te Święta bez wątpienia,
zanurzyć się w miłości cud.

wtorek, 8 września 2009

Dzień dobry, mr Blues...

Nadąsał się wrzesień.
Urokliwa złota jesień już za progiem.
Październik w kolejce - z nogi na nogę przystępuje i września młodego drażni.
Oj, nadąsał się wrzesień. Już na poważnie deszcze zimne ściągnął i wiatry północne, by respekt wzbudzić. Jakiś liść na czerwono złamać lub na żółto, i w wysiłkach nie ustaje.
Na co październik - w śmiech! - taki, że aż liście zmroził.
- Oj maluczki, maluczki - rzecze - gdzie tobie do jesieni? Jeszcze ciepłem letnim parujesz a już byś chciał liście zwiędłe pod stopami? Czekać się nie chce, co? Dobrze, że listopad jeszcze daleko, bo z nim nie ma żartów - za poważny jest na takie dyrdymały.
Nic na to nie powiedział wrzesień tylko się szarą chmurką przykrył i lekko popadał. Potem, nieco już rozchmurzony, słońca się za ramiona uwiesił i tak do wieczora.
- Jak z dzieckiem na huśtawce - westchnął Październik przeczesując suche włosy.
Jak zwykle pociągający, dystyngowany, dojrzalszy od młokosa. Przy nim każda kobieta wyelegantowana i subtelna - w rękawiczkach skórkowych, płaszczu modnym, kapelusiku z piórkiem. Zalotnie - raz biodrem, raz butkiem, raz torebeczką. Jesień to prawdziwa elegantka.
Nawet kura domowa dostojniejsza, gdy filiżanki do parzonej w dzbanku herbaty wyciąga i poleruje. Serwetę ręcznie robioną na stolik okrągły kładzie, porcelanowy zestaw dla gości, ciasto cynamonowe i srebrne sztućce! Co za rozkosz, co za kultura - aż wzruszenie wzbiera.
To jest właśnie Październik. Palący cygaro Pan. W średnim wieku w kratkę w kant. Wyważony, w mgle sunący, do nostalgii przystający. Do lektury, gdy za oknem czarne chmury tak jak w życiu.
Do widzenia, wróć za rok, nie odstępuj mnie na krok.