czwartek, 27 sierpnia 2009

Od dziecięcia do dziewczęcia

Blog drugi."Refleksyjny"

Przejrzałam przed momentem pewien tekst w bardzo znanej gazecie. Tygodnik z gatunku tych nowoczesnych, idących z duchem czasu, przeznaczonych dla inteligentnego, wykształconego czytelnika - takiego, którym nawet Europa nie pogardzi.
Czytam więc artykuł - motyw przewodni - badania prenatalne. Czytam, czytam, czytam. Fakty niezbite, dowody naukowe, autorytetów szanownych ilość niezliczona. I niby wszystko w porządku - do niczego nie można się przyczepić - zresztą, co może wnieść w dyskurs jakaś tam magistrzyna? A jednak coś nie daje spokoju. Bo oto jawi się człowiek jako produkt laboratoryjny.
Niby wytwór Boga a jednak zbiór komórek nierzadko z genetyczną skazą. Można już wszystko prześwietlić, człowieka do próbówki wlać i roztworem toczyć, zamrozić, wyciąć, co zbędne. Wachlarz możliwości szeroki jak Wisła. Wszystko w porządku - bo wiek XXI zobowiązuje.
Spocząć na laurach nie można - ludzkość domaga się nowości. Więc człowieka na tapetę. Najlepiej małego, bo nie będzie za bardzo oponował a nadaje się do badań idealnie. Rozbierzmy więc cuda na atomy - siostro, skalpel poproszę!
Więc oto mamy badania prenatalne - wskazane! Obejść się bez nich nie można. Jaki wstyd, że ta Polska ciągle na szarym końcu Europy. Oto kobieta ma wybór - już nie musi rodzić kalek! Jakaż to ulga dla ludzkości i dla niej samej. Można sobie płód usunąć, społeczność przytaknie, lekarz poklepie po ramieniu. Dobrze jest. Tylko problem z tym molem w środku, co gryzie.

Tajemnica stworzenia rozebrana na kawałki. Boży plan niczym makatka do której można dopiąć agrafkę. Jakże śmieszą te naiwne wzory - dobre dla babulin, co wieszają czosnek na wampiry. Na co nam dzisiaj wiara w zabobony? Wodę święconą zostaw księdzu, a medalik dla młodszego kuzyna, co komunię ma w przyszłym roku - pewnie będzie wybrzydzał, ale co tradycja, to tradycja. Co nam jeszcze zostało? Ach - jest jeszcze kropidło - to wiadomo - księdzu daj, święte obrazki - dzieciom, krzyżyki ze ścian pościągaj - bo przynoszą nieszczęście, a Biblię - jeśli ma obrazki - zostaw - można czasem przejrzeć.
W końcu jesteśmy wolni, nowocześni - wstyd czasem za babcię co na okrągło ten różaniec miętosi i w cuda wierzy, i tą Matkę Boską wzywa na okrągło, i Świętą Panią ja nazywa. Ale niech ma starowinka coś z życia - niech sobie do tego swojego Kościoła chodzi i w Boga żywego wierzy.
Ja tam wolę nowoczesność różem upstrzoną, garść błyskotek i ten luz wspomagaczami wzmocniony - w końcu młoda jestem, asertywności się uczę. Czasem jakiś głupek mi na przystanku uwagę zwróci, żebym się zamknęła - to ja chamowi odpowiednio, że mam prawo, i że mogę. Niech sobie moralitety dla seminarzystów zostawi, pajac.
Dzień za dniem mi płynie, czasem tylko taka niespokojna jestem, bo to autobus ucieknie, tips się żelowy złamie. Ale ogólnie jest ok. W ogóle to na studia pójdę, na tą...Kulturę - kulturystką zostanę!

Poszło dziecko w świat daleki. Do multipleksów wzorców moralnych szukać, pożywki intelektualnej nabyć, rozwinąć duchowość na odmówienie paciorka wystarczającą. Poszła. Drogą prostą donikąd. Może na jakąś gazetę spojrzy, do ręki weźmie, przejrzy, artykuł ciekawy przeczyta. Ciekawe co sobie pomyśli? Niestety, afisz koncertowy uwagę dziewczęcia od mądrego tekstu odwraca, kierując w objęcia Behemota z blond dziewczyną. Już jest stracone dziewczę - na przemiał poszło - chyba, że babcia nieprzerwanie będzie te koraliki w dłoniach miętosić i prosić o cuda.